daszka
(postów: 200)
Użytkownik portalu
2012.04.28 08:01
A ja nie do końca zgodzę się, ze stwierdzeniem, że nie mówi się o tzw BABY BLUES i rozszerzę swoja poprzednią wypowiedź.
W pierwsze ciąży byłam w 2001 roku i już wtedy w publikacjach dot. ciąży i porodu mogłam przeczytać o depresji poporodowej. Byłam na nią nawet przygotowana z racji bardzo ciężkiej ciąży, przedwczesnego i trudnego porodu zakończonego cesarką. Ale nic takiego się nie pojawiło. Trudności, kłopoty z wcześniakiem spowodowały ogromną siłę do działania. U mnie było tylko działanie - jak najszybciej wstać na nogi, być sprawną, żeby opiekować się dzieckiem i karmić piersią - co mi się udało - karmiłam synka 3 lata ;) Potem w okresie pierwszych 6 miesięcy życia nie miałam czasu na myślenie - dziecko miało ciągłe kolki, problemy ze snem, przedłużającą się żółtaczkę, problemy z rozwojem, wzmożone napięcie mięśniowe. Chodziłam jak mały robocik, a sen był nagrodą i tylko marzyłam, żeby się wyspać.
Poza tym naprawdę czułam się w tym wszystkim szczęśliwa - moje dziecko żyje, ma trudności ale żyje, nic nie jest ważne, bo moje dziecko po prostu żyje i mogę je przytulać, karmić piersią spać z nim.
Drugą ciążę niestety straciłam...
W trzeciej byłam już pod szczególnym nadzorem od samego początku, ale zagrożenie wciąż bylo. Tylko liczyłam tygodnie, żeby donosić ciąże do takiego momentu, kiedy ewentualnie dziecko będzie miało już szansę na przeżycie. Jak dotrwałam do 25 tyg ciąży, moja radość była ogromna. Częste pobyty w szpitalu, ciągłe kroplówki - w moje żyły nie było już gdzie się wkłuwać. Potem bardzo trudny poród, scenariusz się powtarzał, więc ponowna cesarka. Po porodzie nie było żadnego spadku nastroju, a teraz publikacje o baby blues były już w każdej gazetce o dzieciach, szczegółowe informacje, jak można to leczyć, historie mam, które przeszły baby blues - również w książeczkach, które dostawało się po porodzie razem z próbkami różnych rzeczy dla dzieci.
A u mnie znowu wielka radość - moje dziecko żyje, jest ze mną, mogę je przytulić i nic już się nie liczy. Po drugim cięciu o wiele bardziej bolały powłoki brzuszne, tez ciągle dostawałam kroplówki, był problem z ruszeniem się, bo jak chodzić z dwiema kroplówkami; do pozycji siedzącej podciągałam się na pasku przyczepionym do łóżka, które pamiętało chyba czasy Krola Ćwieczka ; Wymyślałam różne triki, które pomogą mi zmieniać pozycję. Też chciałam jak najszybciej wstać i chodzić, być samodzielna. Nie było czasu na myślenie i może to mnie uratowało przed baby blues.
Zapomniałam napisać, że też płakałam po porodach - po prostu jak patrzylam na moje dzieci, to mi leciały łzy ze szczęścia, nie mogłam się na nie napatrzeć. A tych łez szczęścia było bardzo dużo, czułam się jak beksa, takie wzruszenie mnie ogarniało i poczucie ogromnego szczęścia.
Dlatego uważam, że każda sytuacja jest inna i nawet baby bules moze albo się nie pojawić, albo być słabiutki albo bardzo mocny. Ale o nim naprawdę jest teraz głośno.
Ostatnia zmiana: 2012.04.28 08:08