2014.03.10 09:23
My z tym tematem mierzyliśmy się dwukrotnie. U naszej najśredniejszej córki wystąpił na plecach. Obserwowaliśmy zmianę zgodnie z zaleceniami lekarza- m.in. robilismy regularnie zdjęcia. Aby mieć skalę porównawczą zawsze kładłam moją obrączkę na naczyniaku (bo się mieścił) i dzięki temu mieliśmy porównanie czy się zwiększa itd. Nie rósł i po ukończeniu 5 roku życia zaczął się wchłaniać- tj jaśnieć i tracić na wypukłości (obecnie są to czerwone plamki, prawie nie wypukłe na obszarze o średnicy około 1,5 cm, bo plama urosła niejako z dzieckiem i się tak jakby rozściągnęła). Podczas letnich kąpieli słonecznych traktowaliśmy zmianę szczególnie grubą warstwą kremu z filtrem.
U najmłodszej córki naczyniak pojawił się na czubku głowy. W momencie jak zaczęła się obracać samodzielnie zaczał sie powiększać, kolor był intensywniejszy i jakby tu zobrazować- usadził się na fioletowym wulkanie o wys około 1 - 1,5 cm i kraterze o średnicy koło 1 cm, wszystko było niesamowicie napięte). Bałam się, że w nocy mogłaby go uszkodzić o łóżeczko i najzwyczajniej się wykrwawić. Udaliśmy się więc do poradni chirurgicznej, gdzie lekarz ocenił że rzeczywiście narastają świeże tkanki/ komórki dlatego stwierdził, że proponuje potraktować go farmakologicznie. Warunkiem była pozytywna opinia kardiologa- fuksem czekaliśmy tylko miesiąc, ale w tym czasie zmiany zaczęły łagodnieć. Wulkan zaczął więdnąć i skóra wokół nie była już tak bardzo napięta. Dziś nasza czterolatka ma po prostu różowy guziczek na głowie o wypukłości 1-2 mm i średnicy 1-1,5 cm. Zmiana tak zmalała, że rok temu zaczęłam już ja delikatnie traktować szczotką do włosów co pozwoliło mi na ostateczne usuniecie ciemieniuchy ;).
także obserwacje - ewentualnie chirurg - kardiolog.