|
użytkownik portalu
|
|
Przez wiele lat cieszyłam się, że unikam produktów przetworzonych, sama smaże naleśniki, lepię pierogi, piekę ciasteczka i chleb. Zazwyczaj mieszałam białą mąkę pszenna z pełnoziarnistą, czasem w użyciu była żytnia. Od kilku lat eksperymentuję z ryżową, gryczaną i jaglaną głównie ze względu na wartości odżywcze tych ostatnich. Zawsze śmieszyła mnie nagonka na mąkę pszenna, choć nie bardzo się wczytywałam w temat, aż do momentu, kiedy miałam możliwość porozmawiać ze starym młynarzem.
Otóż ten oto Pan uświadomił mi, że wiekszość mąk, zazwyczaj tych z supermarketów, masowo produkowanych po niskich kosztach nie spełnia norm, żeby można było na nich coś upiec. Dlatego też dodaje się do nich stabilizatory, kredę do jej wybielenia i konserwanty. Dzieki temu uzyskuje się niską cene, bo takiego ziarna młynarze normalnie nie mogli by skupić. Mój mit o tym, że jadłam zdrowy chlebek bez dodatków prysnał, a pojawiło się kolejny raz poczucie, że zawiodłam się na ludziach.
Poczytałam też więcej na temat pszenicy, jak przez lata była modyfikowana, żeby uzyskiwać "jak najlepsze parametry", o niewiarygodnym poziomie glutenu, o wpływie na układ trawienny i wielu innych.
Serdecznie odradzam! Niemalże całkowicie wyeliminowałam białą pszenną, moje dzieci zupełnie tego nie zauważyly. Szczególnie naleśniki, jeśli są robione na mleku i białęj mące, to dla naszych dzieci nie mają praktycznie wartości dodanej, oprócz jajek. Śmiało można je upiec na mleku ryżowym czy jogurcie z mąką gryczana i ryżową.
A z ciekawości poczytałam etykiety i producenci albo wogóle nie piszą składu, albo faktycznie opócz mąki były... stabilizatory
Pozdrawiam!